piątek, 20 września 2013

Tanie dni czyli, Charity vs Lumpeks

Podczas mojej ostatniej wizyty w Polsce (co było jakieś 3 tygodnie temu) nie mogłam spokojnie przejść 3 metrów żeby z jakiegoś znaku, plakatu bądź ogłoszenia nie wzywano mnie do kupna odzieży używanej z różnorodnych państw europejskich. Trudno mi nie zauważyć że z każdym rokiem przybywa co raz więcej lumpeksów, i jest ich już chyba więcej niż  wszechobecnych Biedronek i Lidlów razem w wziętych. Zauważyłam również że lumpeksy grają co raz to większą role w życiu Polaków albowiem jedno z pierwszych zdań które usłyszałam jak przyjechałam do naszego pięknego kraju to:
- A wiesz gdzie, kiedyś było CCC? To teraz jest lumpeks, ale taki, co tam bogaci ludzie kupują. Pójdziemy tam we wtorek, bo wtedy mają tanie dni. Do wtorku było jeszcze parę dni  przez które nie udało mi się wymigać od wizyty w tym burżuazyjnym lumpie, faktycznie był dla prawdziwej burżuazji, bo wcale nie pisało "lumpeks" tylko "second hand". Jednak niby wszyscy kupują u tej samej pani Reni, ale hipsterzy i  ci bogatsi chodzą właśnie do "second handów" a nie do lumpeksów. Znam wiele osób dla których lumpeks jest prawdziwą pasją. Dobrze znana mi starsza pani jadąc w aucie zawsze każe się zatrzymać jak tylko zobaczy jakiś lumpeks. Pewnego razu zobaczywszy przez okno jakiegoś lokalu wiszące ubrania,  weszła i głosem pełnym nadziei zapytała:
- Przepraszam czy tu lumpeks?
Kobieta za ladą wyglądała na lekko zdezorientowaną i odpowiedziała
-Nie. To pralnia.
Jak możecie się domyślać w czasie moich wakacji zwiedziłam parę lumpeksów, i nie umknęło mojej uwadze że  wiele z ubrań miało metki z ceną dobrze znanych Angielskich charity.
Ach, te tanie dni
Różnica między lumpeksem a charity (jak z resztą sama nazwa wskazuje) jest taka, że charity działają całkowicie charytatywnie i wszystkie pieniądze uzyskane ze sprzedaży rzeczy używanych przeznaczane jest na jakiś szczytny cel, dlatego w Anglii działają siatki charity, takie jak na przykład Salvation Army (ang. Armia zbawienia)  które można znaleźć w prawie każdym Angielskim mieście. W charity można nabyć wszystko, zaczynając od zabytkowej kolekcji różnorakich szpilek (i nie chodzi mi tutaj o buty) , kończąc na prawie nowym wózku dziecięcym. Pracują tam wolontariusze, i są to zazwyczaj stare babcie emerytki, ale co raz częściej można tam znaleźć młodsze osoby. Charity bardzo przypadły do gustu wielu z odwiedzających nas gości. Posunęło się to do takiego stopnia że jeden z takich gości, po usłyszeniu przez telefon że w najbliższym czasie planujemy się przeprowadzić, nie zapytał się nas najpierw gdzie, czy dlaczego, tylko z niezwykle zafrasowanym głosem powiedział:
- To nie będziecie już mieszkać koło tych fajnych" szarików"?
Typowe Charity
Trzeba przyznać że to był jeden z naszych najbardziej aktywnych charitowo gości, który  codziennie z samego rana chadzał tam sobie i nabywał niezwykle niezbędne rzeczy, typu stare garnki, czy 3 komplety starych krzeseł.  Ja osobiście nie przepadam za charity tak jak i za lumpeksami, głównie z powodu dziwnego zapachu który zdaje się wypełniać każdy niemal sklep z używanym towarem. Zapach ten jest wszędzie tak podobny, że jestem gotowa założyć że jest sprzedawany jakiś specjalny spray do powietrza z esencji lumpa.
Oczywiście nie oznacza to że nigdy tam nie chodzę, kiedyś na przykład, wyhaczyłam tam starą maszynę do pisania za jedyne £5, no i parę innych staroci... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Tutaj właśnie możesz się podzielić wszelkim refleksjami, jakich niewątpliwe masz wiele, po przeczytaniu moich światłych wywodów.