piątek, 13 września 2013

Fish&Chips, Haggis i inne pyszności, czyli gastronomia na wyspach.

Pie
Nie piszę tego posta tylko dlatego, że blogi gastronomiczne wydają się cieszyć największą popularnością, ale raczej dlatego, że już na samym początku mojego zamieszkiwania tej wysepki umieszczonej w odległym rogu Europy, zaobserwowałam, że u wielu nowicjuszy asymilacja zaczyna się od żołądka.
Dobrze pamiętam, mój pierwszy posiłek na wyspach. Było to pewnej, deszczowej nocy listopadowej, kiedy jako małe, nieświadome niczego dziecko zawitałam w progach mojego całkiem nowego, angielskiego domku. Na moją pierwszą emigrancką kolacje miałam tak zwane "apul paje". Wtedy właśnie zrozumiałam dlaczego emigracja to jednak ciężki kawałek chleba. Następnego dnia dowiedziałam się że  polska i angielska mentalność niezwykle się różnią, albowiem moje pojmowanie idei mleka, diametralnie różniło się od angielskiego. Angielskie krowy zapewne są innym gatunkiem od nadwiślanych muciek gdyż to co dają te pierwsze, mimo tego że do złudzenia mleko przypomina, mlekiem niestety nie jest, gdyż smakuje trochę jak tłusta, mętna woda.
Druga rzecz której nie znosze to tak zwany "bred" Niejednokrotnie kartkowałam  z niedowierzaniem angielsko-polskie słowniki aby upewnić się że słowo bread  oznacz chleb, a nie "gorzka wata w kształcie prostopadłościanu."
Kuchnia Brytyjska ma to do siebie że jest przeznaczona dla Brytyjczyków, i mi smakować nie musi. Oczywiście z biegiem czasu niektóre pomysły, takie jak na przykład herbata z mlekiem czy angielskie śniadanie, przypadły mi do gustu. Jednakże pomimo moich wszelkich starań nie mogę w ogóle zrozumieć fenomenu Fish&chips'u. Po prostu nie wiem dlaczego ktokolwiek chciałby przez kilka minut stać w długiej kolejce, w małej pachnącej rybą smażalni, tylko po to, żeby dostać wodnisty kawałek ryby ze smażonymi w tłuszczu dużymi kawałkami ziemniaków. Mój główny problem polega na tym że ziemniaki zazwyczaj smakują jak papka w panierce. Zastanawiam się czy niektórzy polewają swoją rybę obfitą ilością octu po to żeby nie smakowała zbytnio jak wodorosty.
Większość Brytyjczyków zajada się wszelkimi rodzajami  rodzajami pai.  Dla tych  którzy jeszcze z paiem nie mieli styczności śpieszę opisać że tak zwany pie to coś w rodzaju wielkiego pieroga z nadzieniem, tyle jednak że pie'e piecze się w piekarniku. Smak pie'a zależy od nadzienia. Mi osobiście tę mięsne nie przypadły do gustu, nie tylko ze względu na smak, ale dlatego, że wyglądają jak gdyby były już wcześniej jedzone, no ale "de gustibus non disputandum est"
Apetyczny Haggis
Pomimo tego, że  wbrew pozorom, lubię smakować różne potrawy, nigdy nie byłam na tyle hardcorowa żeby zjeść haggis. Haggis jest narodowym specjałem Szkotów. Sam przepis brzmi jak gdyby ktoś go znalazł w księdze zaklęć jakiejś szkockiej czarownicy mieszkającej w którejś z szkockich jaskiń. Organy owcy (serce, wątroba i płuca) zmielić z cebulą, mąką owsianą i tłuszczem, zaszyć w żołądku (nie swoim tylko owcy) i gotować prze 3 godziny. Podawać z ziemniakami i brukwią. Jak ktoś chce spróbować trzeba wybrać się do Szkotów (najlepiej 25 styczna)   
Najbardziej dziwi mnie jednak, że ludzi których przysmaki opisałam powyżej, gardzą polską kiełbasą bo jest... tłusta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Tutaj właśnie możesz się podzielić wszelkim refleksjami, jakich niewątpliwe masz wiele, po przeczytaniu moich światłych wywodów.